niedziela, 14 lipca 2013

W stronę kultury "wartości" - część pierwsza - pojęcie kultury

Model - Tribal Lidership

Lubie, po prostu uwielbiam szczerze teorie, które starają się zgłębić pełen kontekst danego zjawiska zamiast częstować czytelników prostymi pseudo-rozwiązaniami w stylu "oto nasza niezwyciężona praktyka" albo "oto narzędzie ostatecznej chwały!".

W tym odcinku zobaczymy bardzo ciekawy model kultury a jak zwykle podczas opisywania modelu bywa, warto przypomnieć co oznacza słowo "model". Otóż (poza kolesiem reklamującym nowy model pantalonów na sklepowej wystawie) jest to zazwyczaj pewne uproszczenie rzeczywistości, które pomaga z czymś tak złożonym jak rzeczywistość pracować. A mówię o tym dlatego, że w przypadku każdego uproszczenia łatwo znaleźć jakiś jeden przypadek i trolować "niee, niee ja znam taki przypadek..." (oczywiście model staje się niezwykle nieskuteczny gdy znajdziemy więcej przypadków, które mu zaprzeczają niż go potwierdzają - patrz np. "wodospadowy model rozwoju oprogramowania" ;))

Tribal Lidership to model stworzony przez profesora Davida Logana (nie, że fakt iż jest profesorem ma jakieś znaczenie). Prowadził on razem ze swoimi naukowymi ziomkami badania w wielu firmach w okresie ładnych kilkunastu lat a tematem jego pracy były tak wyszukiwane efektywność i produktywność. To co wyróżnia jego podejście od podejść, które do tej pory spotykałem to koncentracja na ludziach a nie bezpośrednio na procesach czy narzędziach. A zwrot "tribal" nie powinien się kojarzyć z bojownikami o wolność wybrzeża kości słoniowej a jedynie jest to takie marketingowe sformułowanie dla grupy społecznej.

Model wyróżnia 5 faz rozwoju kultury, które można szybko podchwycić w obrazkach zapożyczonych poniżej. (jak ktoś chce niech przewinie na sam dół - są tam dwa ciekawe videła z objaśnieniem która faza jest co i po co)


No dobra to pojedli, popili, popatrzyli na tabelki - tera jedziemy zobaczyć..

faza 2 i 3 w naszych kochanych korporacjach

"Moje życie jest do dupy" - " ja jestem zajebisty a ty nie". - akurat te dwie fazy znakomicie koegzystują obok siebie w niektórych firmach. Np. jak często słyszymy takie oto cytaty :

  • "Pracujemy w totalnym syfie"
  • "Nikt poza mną nie martwi się o jakość kodu"
  • "Mój zespół jest niedojrzały"
  • "Gdybym tylko miał lepszych ludzi" - do tego przykrego sformułowania "moi ludzie" jeszcze wrócimy
  • "Pracujemy w chujowych technologiach" - tego akurat ja często używałem w zamierzchłych czasach
  • "{Ktoś tam} jest debilem"
  • itd

Faza dwa i trzy tak doskonale istnieją obok siebie ponieważ doskonale wpisują się w popularny w korpo model zatytułowany "chwalebny lider (i te risorsy co tam klepią w klawiature)"

I tera tak strzałka z D oznacza delegacje - tak łądnie nazywa się w korpo rozkazyweanie. Strzałka z V oznacza wartość - czyli sytuacje, w której pracownik coś faktycznie wyprodukował. Tzw. "lider" agreguje wartość i raportują ją dalej. Model zakłada, że całość kreatywności i planowania leży po jego stronie. Można tutaj wskazywać na wiele wad tego modelu (jego prostota ma też pewne pozorne zalety - pozwala stosować uproszczone modele zarządzania - resoursa łatwo przerzucić pomiędzy kratkami w excelu - nieliniowy element grupy społecznej już nie) ale tutaj skupmy się na relacjach społecznych.

Równie dobrze wspomniany model można rozrysować używając Diad - czyli najmniejszego z możliwych zbiorów społecznych.

Taki związek doskonale wpasowuje się w model "I'm great (but you are not)". Osoba obsadzona w pozycji lidera dostaje od organizacji narzędzia do wydzielania organizacyjnej wartości - pochwały, bonusy itd - osoba na drugim końcu ma zadania "wykazywać się". Jeśli wartość od kropki czerwonej to tylko wartość organizacyjna to wtedy mamy klasyczny "model najemnika", czyli zrobić to co trzeba i do domu.

Oczywiście tak nie zawsze musi być. Osoba "niebieska" może czerpać także wartość z nauki ciekawych technologii (tak to jest element świata IT, z którego zrozumieniem management wychowany na pruskich fabrykach ma ogromny kłopot). Również osoba czerwona może podzielić się wartością, którą otrzymał od organizacji - być może od czasu do czasu można usłyszeć "to nie moja zasługa to oni odwalili kawał dobrej roboty".

Innymi mniej etycznymi sposobami na złamanie syndromu "najemnika" przy zachowaniu klasycznej struktury hierarchicznej są tzw. techniki zarządzania. Tutaj mamy cały wachlarz chwytów w stylu "zapierdalaj a będziesz doceniony" - czasem to prawda a czasem nie - albo manipulowanie emocjami pracownika aby uzyskać tzw. commitmenmt. Inną cechą rozpoznawalną takich struktur jest obecność techniki w stylu "kanapki" - czyli opakowywanie gówna w małe komplementy. Mamy tutaj typowe nastawienie na manipulację emocjami słuchacza. Również w środowisku resoursowo-manipulacyjnym często pojawiają się te zwroty w stylu "moi ludzie, twoi ludzie, wasi ludzie" (autor tutaj pragnie czytelnikowi skromnie przypomnieć, że niewolnictwo jest ustawowo zakazane - chyba)

Oczywiście taki model przynosi rezultaty. Znam kilka firm, które doskonale sobie radzą finansowo kultywując wspomniane struktury. Ich koncept organizacyjny zazwyczaj polega na zatrzymaniu "rdzenia" pracowniczego i wymiany muchomorków jak zaczną za dużo narzekać. Może także pojawić się sytuacja gdzie w pozycji liderującej będzie faktycznie ktoś zajebisty, że akurat taki model okaże się niezwykle efektywny. Cóż trudno dyskutować z czymś co w zestawieniach finansowych wydaje się działać i przynosić zysk. Nie każda firma chce i musi zmieniać świat. ale jeśli już..

Faza 4 - jesteśmy zajebiści

Do tego tanga trzeba przynajmniej trojga. W przypadku Diady bardzo trudno jest osiągnąć sytuację gdzie obydwie osoby są na tym samym poziomie wartości. W przypadku trzech osób szansa, że będą się wzajemnie uzupełniać rośnie. Ze swoich młodych lat na zleceniach przez net pamiętam, że często było tak iż albo grafik zlecał coś programiście albo programista grafikowi. Dopiero gdy pojawiała się triada programista,grafik i jakiś tam handlowiec - wtedy pojawia się szansa, że każde dwie osoby mają większą wartość niż osoba trzecia. (wiem, że trochę przekombinowany przykłąd ale jak byłem młody to dużo piłem i tylko tyle pamiętam)

Podobnie jak w procesie zamarzania lodu tworzą się tzw. zarodki (czy coś takiego wokół czego narastają bryły lodu) - tak i tutaj wokół zarodka narasta kultura czwartego poziomu. I specjalnie piszę o kulturze czwartego poziomu a nie o kulturze "MY" bo kurwa już te słowa "we,team,our" są tak nadużywane w korpo, że o niczym nie mówią. To tak jakby kazać strażnikom w więzieniu kazać mówić "miłość" i udawać, że zakład karny zamienił się w rajską wyspę.

A wracając do naszego teamu...

Ostatni obrazek specjalnie nie zawiera samych słodkości aby pokazać, że team w całości nie musi być idealny aby zapoczątkować w jego części kulturę 4 poziomu. I zobaczymy np. że

  • Ludzie sobie nawzajem pomagają aby osiągnąć wspólny cel i wspomóc grupę w rozwoju. I teraz ważna rzecz. W kulturze 2/3 poziomów jak ktoś dostanie przykaz, żeby pomagał to będzie pomagać - ale jedynie dla swoich egoistycznych potrzeb spełnienia celów krótkoterminowych. Czyli pojawi nam się znowu model najemnika - tym razem w kontekście pracy zespołowej. Różnica może nie wydawać się duża ale jest kolosalna - tylko w pierwszym przypadku dana osoba zrezygnuje z własnego krótkoterminowego zysku dla zysku grupy/projektu/organizacji ( a w przyszłym odcinku dowiemy się dlaczego mimo wszystko osoba na 4 poziomie kieruje się nadal osobistymi korzyściami ;) )
  • W przypadku triad i kultury 4 poziomu rośnie szansa na zjawisko tzw "emergence" (niestety żadne polskie tłumaczenie nie brzmi tak fajnie jak angielskie słówko) czyli sytuacja gdzie system modyfikuje swoje zachowanie niezależnie od układu sterującego - chociaż bardziej zrozumiałe może być zjawisko "inicjatywy oddolnej" czyli np. ludzie sami z siebie zaczynają dbać o jakość kodu a nie dlatego, ze im ktoś kazał. Ludzie sami się dokształcają a nie dlatego, że ktoś im kazał. Ludzie sami, wprowadzają nowe rozwiązania a nie dlatego, że ktoś im kazał (niebezpieczne acz chwalebne). Ludzie sami wychodzą a z inicjatywą a nie dlatego, że im ktoś kazał itd.
Na razie są obiecanki cacanki a gdzie jakieś konkrety! Nie bez powodu w tytule jest "część pierwsza ". Apetyt mam nadzieję nabrany a już niedługo...

  • Jak wycinka lasów państwowych może zaprowadzić nas do czytelnego kodu
  • Jak mamuty doprowadziły do narodzin ekonomii
  • Jak delfiny gwałciciele opracowały użyteczny model współpracy
  • Jak walczyć z wesołymi Cześkami (a.k.a "free rider")
  • I najważniejsze - jak zbudować zespół wokół pojęcia "wartości"

Materiały

niedziela, 7 lipca 2013

Złożoność kodu w realnym świecie - opowiadanie

Przedmowa

Poniżej umieszczam opowiadanie, które napisałem jakiś czas temu pod wpływem impulsu gdy na jednym z forów natrafiłem na kolejny temat z cyklu "mam receptę na idealny świat IT". Zasady działania świata nie wydaje się proste ani tym bardziej logiczne a dla tych którzy w to nie wierzą, polecam poszukać sobie w necie dokumentu (ok 70 stron) o Prawie Parkinsona .

A co do opowiadania to dodałem trochę treści gdzie starałem się opisać rozleglej stany wewnętrzne i motywy bohaterów. Ponadto dodałem zajebistą grafikę. No i wniosek na zakończenie - obok problemów, które opisywałem w kilku poprzednich odcinkach - niestety złożoność kodu rodzi się najszybciej z powodu ludzkiej głupoty i ignorancji...

PROLOG - MROCZNE WIDMO

Rysiek - prezes największego w mieście warsztatu samochodowego - stał lekko pochylony na przeciw wielkiej przeszklonej ściany, którą kazał zbudować w swoim biurze aby móc podziwiać rozległą panorame miasta. Ale nie budynki czy też zachodzące słońce przyciagnęło uwagę Ryśka tego wieczoru. Z poziomu 23 piętra jego budynku spacerujący ludzie wyglądali niczym małe mrówki, małe punkciki próbojące dostać się z jednego miejsca do drugiego bez wydawałoby się żadnego konkretnego celu. W głębi duszy Rysiek trochę im zazdrościł. Każdy z punkcików wydawał się żyć w swojej małej mikro-rzeczywistości odizolowanej mentalną ścianą od praw rządzących tym prawdziwym światem. Nieważne. Na jego twarzy pojawił się uśmiech gdy tak jak miliony razy wcześniej do świadomości przebiła się myśl, że przecież on jest tutaj na górze a oni tam na dole.

- Panie Romanie, przeszedł Stefan, ten ze spółdzielni - Głos pani Ilonki - sekretarki Ryśka - wyrwał go z głębokich rozmyślań.
- Niech wejdzie

To będzie dobry dzień. Rysiek lubił kiedy przychodził do niego worek pieniędzy rozmawiać o kolejnym projekcie motoryzacyjnym. W świecie gdzie o pieniądzach decydują ludzie, którzy o motoryzacji słyszeli tylko z książek i prezentacji handlowych, Rysiek umiał sprawić aby wszystkie drogi prowadziły do niego...

ROZDZIAŁ 1 - ODLEGŁE MARZENIA

- Proszę za mną panie Stefanie, prezes może teraz pana przyjąć.

Głos pani Ilonki wzbudziły w Stefanie uczucie lekkiego podniecenia. Stefan był o krok od otrzymania pokaźnej premii od prezesa spółdzielni i zakupu swojego wymarzonego dębowego kredensu na werandę, którego na pewno będą zazdrościć mu wszyscy sąsiedzi. Marzenie o kredensie zrodziło się w głowie Stefana bardzo dawno. Być może jego źródło lezały gdzieś w jego młodości gdy koledzy nie chcieli grać z nim w piłkę z pwoodu jego dziurawych trampek?

A może przyczyną było to, że nigdy nie stać go było na bardziej wytrawne wina co prawie przypłacił utratą życia i płukaniem żołądka.

Wszystko zaczęło się dwa lata temu kiedy Zbyszek - prezes spółdzielni mieszkaniowej im. Bohaterów Stadionu Narodowego - wezwał do siebie Stefana i przedstawił mu wizję swojego nietuzinkowego projektu.


- panie Stefanie przedstawię teraz panu wizję swojego nietuzinkowego projektu. Otóż po ostatnich podwyżkach czynszu nasz komornik Wacław nie wyrabia się ze zbieraniem zaległości. Wacław w przyszłym tygodniu kończy 60 lat i niestety nie ma już tych sił co kiedyś gdy mógł eksmitować trzy rodziny dziennie. A, że Wacka wymienić nie możemy bo Wacek to wie dobrze jak u nas w spółdzielni rzeczy działają to wymyśliłem, że zbudujemy mu wózek - wie pan taki elektryczny bo benzyna jest droga - wydatki podciągniemy jakoś pod budżet na ochronę środowiska i będzie git. I tutaj na scenę wchodzi pan panie Stefanie. Znajdzie pan jakiś porządny warsztat i niech no nam zbudują taki wózek a jak mnie pan panie Stefanie nie zawiedzie to i jakaś nagroda się znajdzie.

Stefan popytał tu i ówdzie, poszukał w ogłoszeniach i znalazł solidnego wykonawcę - „Mech Ryszard Solutions” - duża, więc na pewno solidna firma bo duża. I chociaż początki nie były łatwe bo przez pierwsze pół roku pracownicy Ryśka pokazywali mu jakieś bloczki, rysunki kółek i jakichś dziwnie pokręconych śrubek. Po co mu to pokazywali? nie wiedział. Gówno go interesowały jakieś śrubki. Koniec końców gdy zobaczył pierwszy jeżdżący model wysłał fotę do prezesa, który ostatnio robił się coraz bardziej nerwowy. Stefan pamiętał ten dzień gdyż właśnie wtedy po raz pierwszy w wyobraźni

poczuł zazdrość sąsiadów na widok jego zajebistego kredensu...

ROZDZIAŁ 2 - PLANY A RZECZYWISTOŚĆ

Masywne drzwi gabinetu pana Ryszarda otworzyły się ukazując wszechstronne wnętrze wykończone w stylu gotycko-greckim.


- Panie Stefanie zapraszam do środka, co pana do mnie dzisiaj sprowadza? Jak sprawuje się nasz wózek.

- Dzień dobry panie Ryśku. Wózek? Wózek sprawuje się świetnie ale nastąpiło coś czego nie przewidzieliśmy. Ostatnio gdy pan Wacek wracał sobie spokojnie po uczciwie przepracowanym dniu z zebranymi pieniędzmi - nie uwierzy pan co się stało - jakieś niecne draby wpadły na wózek pana Wieśka i wyrwały mu torbę z pieniędzmi. Rozmawiałem z prezesem i stwierdziliśmy, że musimy zamontować na wózek jakiś system ochrony dla pana Wieśka , wie pan jakieś miotacze ognia czy coś w tym stylu.
- Świetnie panie Stefanie, świetnie. Zawołam Cześka, naszego specjalistę od skręcania i wkręcania tego i owego.

Stefan znał Cześka. To ten, który zawsze mówił, że wszystko jest pod kontrolą nawet wtedy gdy termin oddania wózka przesuwali po raz trzeci. Znał go i trochę nawet obawiał się rozmowy z nim. Nie chodziło o jakieś kłótnie czy coś podobnego. Wręcz przeciwnie. Czesiek umiał opisać bardzo plastycznie jak wszystkie części pojazdu będą współdziałać gdy osiągnie on ostateczną wersję. Stefan się go bardzo obawiał gdyż zawsze po rozmowie z nim wychodził pełen spokoju ale zawsze tak gdzies po godzinie przypominał sobie, że przecież nie ma pojęcia o motoryzacji, częściach i jak to wszystko działa.

W drzwiach pojawił się pewny siebie jak zwykle Czesiek. Przez 5 minut nasłuchiwał się opowieścią Stefana i nowym wymaganiom co do miotaczy ognia.

- rozumiem panie Stefanie , to będzie kosztować bańkę.

Stefan przypomniał sobie o zaległych badaniach u laryngologa, przez chwilę wydawało mu się, że usłyszał "bańkę".

- ile to będzie kosztować?
- bańkę!

Stefan opadł na fotel. Wyobrażenie kredensu zaczęły przesłaniać twarze kolegów wyśmiewających jego dziurawe trampki.

- czy was coś popierdoliło!
- o co panu chodzi panie Stefanie?
- jak to bańkę?
- ano tak to. Pana wózek nie jest przystosowany do montowania miotaczy ognia. W zasadzie pana wózek nie jest przystosowany do żadnego systemu obrony.
- (prezes mnie zajebie) ludzie czy was pojebało. Myślałem, że pracuję z profesjonalistami!
- niech się pan uspokoi, pierwotna specyfikacja nie zakładała montowania żadnego systemu obrony.
- skąd miałem wiedzieć, że będzie potrzebne coś takiego. Myślałem, że to wy jesteście specjalistami od wózków.
- cóż miotacze ognia to nie jest standardowe wyposażenie wózków...
- ale bańka?!?
- panie Stefanie terminy były mocno napięte. Mechanicy musieli na szybko powkręcać śrubki tu i ówdzie. Teraz będzie trudno to poodkręcać.
- co?!
- gdyby tylko zapłacił pan za pełną 5 letnią analizę to mielibyśmy czas porządnie zaplanować każdy gwint panie Stefanie

kurwa, kurwa, kurwa - myśli Stefana były dosyć prostolinijne w tym momencie. Jak prezes się dowie to go zajebie! Nie ma mowy żeby zamówić nowy samochód - drugi raz wałek z dotacjami unijnymi nie przejdzie. Zresztą nie ma czasu. Ale zaraz zaraz, dlaczego wkręcanie śrubek to taki problem. Stefan widział kiedyś jak mechanicy siedzieli w swoich boksach i skręcali śrubki - nie wydawało się to trudne. To Rysiek! Ta pijawka chce zedrzeć z niego ostatni grosz. Trzeba poszukać kogoś innego - na pewno jest ktoś inny...

ROZDZIAŁ 3 - OKRUTNY ŚWIAT

"Firma Mietek Mechanics Consulting to pewny partner z bogatymi tradycjami". Taki napis zauważył Stefan nad drzwiami zakładu mechanicznego, który polecił mu znajomy na forum. To byłą ostatnia deska ratunku dla Stefana - ostatnia nadzieja na kredens.

Opinie, które słyszał o Mietku napawały go nadzieją przemieszaną jednak z pewnymi obawami. Pomimo, że Mietek miał opinie "złotej rączki" to jednak znajomi wspominali, że lubi on strasznie filozofować komplikując proste rzeczy. Stefan nie chciał wysłuchiwać o jakichś kodeksach, super wydajnych sposobach pracy czy innych takich. Centralnie go to pierdoliło. Chce mieć swój wózek i swój kredens.


- panie Stefanie - głos Mietka nie przejawiał oznak entuzjazmu - niestety nie mam dobrych wiadomości. Pojazd, który nam pan przesłał to istny labirynt. Gdy próbowaliśmy odkręcić lewy reflektor włączyły się wycieraczki a próba wymiany bezpieczników spowodowała wyparowanie płynu hamulcowego.
-(Stefan nie wiele rozumiał z tych słów)

-Ponadto te śrubki. Nie wiem kto wpadł na to aby tak to poskręcać. A tutaj widzi pan tę śrubkę - nikt nie używa takiej technologii wkręcania śrubek od 15 lat. O a żeby odkręcić tę tutaj potrzebny będzie klucz 69 - niestety licencja na klucz 69 kosztuje masę pieniędzy.

-(Stefan nadal nie wiele rozumiał z tych słów)

- A teraz najgorsze. Gdy moi pracownicy dotarli do silnika to kombinacja śróbek jaką napotkali sprawiła, że jeden oznajmił iż pierdoli tę robotę i odchodzi aby założyć punkt skręcania długopisów. Drugi zaś zamknął się w magazynie i od dwóch godzin pomimo próśb nie chce otworzyć drzwi.

-Czy.. da.. się.. coś .. zrobić..

- Cóż przyznam szczerze, że będziemy musieli porozkręcać i poprzekręcać jakieś 80%-90% wózka.

- Ile...

- dwie bańki

Stefan opadł na podłogę. Nawet było mu wszystko jedno czy podjedzie po niego Łódzkie pogotowie...

ROZDZIAŁ 4 - OCALENIE

Być może Stefan potrzebował odpoczynku a być może to uderzenie o podłogę sprawiło, że jego umysł sam odnalazł rozwiązanie. "Spółdzielczy budżet na nowe technologie". Trzeba tylko zamontować dodatkowy monitor, który będzie sterował miotaczem ognia, nazwie się to "ochrona 2.0" i rada spółdzielni na pewno to kupi!


- panie Stefanie cieszę się, że pan do nas wrócił - Rysiek w głębi duszy śmiał się szyderczo gdyż wiedział, że oni zawsze wracają - nie mają wyboru Zapoznaliśmy się z pana koncepcja monitora sterującego - teraz to będzie kosztować półtorej bańki
- nie ważne. Uzbieramy kasę - podniesiemy czynsz albo wymyślimy jakieś opłaty za wywóz śmieci czy coś takiego. Róbcie, róbcie jak najszybciej , Wacław nie może zbierać odsetek
- tylko tutaj jeden podpis i zaczynamy
- czy tym razem będę mógł wcześniej wypróbować wózek?
- my tak nie pracujemy panie Stefanie...

Stefan nie miał wyjścia. To będzie długa współpraca. Nie wiadomo jakie jeszcze niebezpieczeństwa niesie ze sobą świat rzeczywisty, świat tak bardzo nieprzewidywalny. Stefan zrozumiał, ze to będzie długa współpraca....

EPILOG

Rysiek spoglądał zadowolony poprzez szklaną ścianę na spacerujace 20 pięte3r niżej punkty. Ten cały Stefan z tym dziwnym pomysłem na wózek. To będzie kolejny długoletni klient – oni wracają zawsze wracają.


- panie prezesie – Rozmyślania przerwał Czesiek – mamy mały problem. Okazało się, że blachy nie da się nagwintować tak jak planowaliśmy.
- To niech kręcą jak mogą
- Tak też im powiedziałem
- Więc w czym jest problem?
- Bolek z dziewiątki ma znowu rozterki natury moralnej. Narzeka, na bajzel wśród śrubek i chce wprowadzać jakieś dziwne narzędzia czy praktyki do kontroli jakości wkręcania.
- Hoho kurwa jeszcze co! Jak ma aspiracje do układania procesów wytwórczych to może powinien sobie poszukać nowej pracy
- Wydaje mi się, że Bolek ma w tym temacie duże doświadczenie może warto by się chociaż tym razem trochę temu przyjrzeć?
- Czesław, Czesław kiedy ty się nauczysz. Oni są tutaj od napierdalania a nie od myślenia. To najniższa kasta, oni maja się słuchać i nie marudzić. Weź go wyjeb.
- Bolka? A kto go zastąpi?
- Czesław – standardowo - zastąpi go skończona liczba praktykantów. Powiedz Ilonce żeby wrzuciła jakieś ogłoszenie o rekrutacji do młodej dynamicznej firmy pełnej wyzwań i rozwijającej się.

Czesław obrócił się na pięcie i wyszedł realizować zalecenia prezesa. Rysiek odetchnął i spoglądając na panoramę miasta przykrytą łuną zachodzącego słońca pomyślał w zadumie – ciekawe czy oni kiedyś zrozumieją, ciekawe czy kiedyś zrozumieją...