poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Psychologia szkoleń.

Jaki jest najlepszy przepis aby skutecznie przekazać porcję wiedzy pomiędzy dwoma osobami? Na początek Możemy wyobrazić sobie spotkanko, gdzie jedna osoba mądrze prawi ciekawe informacje w kierunku zebranej publiczności i po godzinie uczestnicy szkolenia radośnie wyjdą ze szkolenia pełni wiedzy z ekscytacją wyczekując okazji do wprowadzenia poznanych faktów w swoje zawodowe życie.

Niestety :( . wystarczy w pisać w google "ile zapamiętujemy z tego co usłyszymy" by natrafić na wszelkiego rodzaju wyniki badań mówiących o tym, że "Ile zapamiętujemy? 10% z tego, co słyszymy; 20% z tego, co widzimy; 40% z tego, o czym rozmawiamy; 90% z tego, co robimy" . Ostatnia wartość daje pewną wskazówkę co do skutecznej techniki zapamiętywania : "90% z tego, co robimy". Warto by więc owo szkolenie przeprowadzić w formie ćwiczeń gdzie każdy uczestnik wykonałby to o czym się uczy. Także prowadzący lub kilku prowadzących nadzorowałoby przebieg ćwiczeń a uczestnicy w sile kilku - kilkunastu osób wykonywaliby przygotowane ćwiczenia. W zasadzie tak wygląda większość szkoleń. Opisana propozycja ma jedną małą ukrytą wadę : jest totalnie zjebana. Nie uwzględnia dynamiki grupy. Zanim dokładnie wytłumaczę o co dokładnie chodzi, czas na metaforę okraszoną odrobiną lansu


"kurwa mać" na zatoce czyli problemy szkoleń grupowych.


Cel : nauka pływania na desce z żaglem. 
Miejsce : Półwysep Helski. 



Zwiedzanie szkółek nad zatoką rozpoczęliśmy w niedzielne popołudnie czując jeszcze we krwi oranżadę skonsumowaną w trakcie wieczorka zapoznawczego. Opcje nauki znaleźliśmy dwie: 10 godzin lekcji indywidualnych z rzygnięciem ponad tysiąca złotych lub dołączenie do obozu dającego ponad 20 godzin pływania, wykłady i darmową kiełbaskę z grilla. Po zapuszczeniu wyszukanych logarytmów finansowych uwzględniających współczynniki POWER i ECONO zdecydowaliśmy się na opcję numer dwa zaś szczęśliwcem okazała się szkoła boards.pl.


Odpadnij na początku



Ledwie zdążyliśmy złożyć podpis a już byliśmy jedne zajęcia w plecy, które odbyły się rano a omawiały tak przyziemne rzeczy jak sposób wejścia na deskę aby się nie zjebać czy też fakt, że na "wodzie" nie skręca się w lewo czy prawo ale odpada czy wyostrza. Brak tej wiedzy miał się okazać krytyczny w trakcie pierwszych dni. Oczywiście szefu zrobił nam 5 minutowy pokaz z masowanym ostrzałem fachowego słownictwa, które nic nam nie mówiło. Po krótkiej prezentacji na pytanie czy wszystko zrozumieliśmy odpowiedzieliśmy radośnie, że nie. Nie było już czasu. Na ten moment osiągnięciem wydawało się podniesienie żagla z ziemi tak aby nie zaryć facjatą w glebę.



Postęp geometryczny



Pierwsza godzina przebiegła pod znakiem podnoszenia żagla z wody co miało zaowocować doskonałym ćwiczeniem odcinka lędźwiowego oraz zjechaną do krwi skórą. Jednocześnie zaobserwowałem pewną oczywistą prawidłowość, pomimo tego iż kilka pierwszych minut instruktor poświęcił na to aby upewnić się, że załapaliśmy to co było na początkowych zajęciach to jednak braki w nauce pierwszych czynności uniemożliwiły efektywne uczestnictwo w kolejnych ćwiczeniach. Wydaje się to być dosyć intuicyjne.

Załóżmy że mamy do nauki zależne od siebie trzy czynności A<---B<---C.

A - stawianie żagla (jakkolwiek to brzmi)
B - proste manewrowanie deską
C - bardziej złożone manewrowanie deską
teraz jeśli ktoś zacznie odstawać od grupy w momencie A. Nie będzie w pełni uczestniczył w nauce B co jeszcze bardziej unaoczni się w momencie nauki C. Dystans w wiedzy pomiędzy uczestnikami potencjalnie może mieć charakter wykładniczy (notka dla humanistów : rośnie bardzo szybko) Jeśli dołożymy do tego frustrację i zdenerwowanie to rozpatrywana osoba jest w stanie się szybko zniechęcić do danej dyscypliny.

Prawy mózg

Ponieważ dumnie przyznałem przed sobą, że na byle kogo problem nie trafił toteż zacząłem sukcesywnie wdrażać odkrycia z pola pragmatycznej nauki szybko odpalając sobie stan zabawy i karmiąc prawą półkulę wszelkiego rodzaju nieskoordynowanymi eksperymentami na wodzie czekając na ten magiczny moment kiedy to mój umysł oznajmi uroczyście, że reguły pływania zostały zrozumiane podświadomie i możemy przejść do nauki fikołków i skoków przez molo. Faktycznie, dosyć szybko ciało zaczęło podświadomie łapać równowagę ale nadal nichuj nie wiedziałem jak tym czymś się kieruje. Innym zaczęło wychodzić. Zaobserwowałem wtedy dosyć destrukcyjne uczucie połączenia złości i swoistej zazdrości pojawiające się gdy widzisz radość na twarzy innego uczestnika kursu. Rozumiem to w ten sposób, iż jeśli cała grupa ma problem łatwo sobie racjonalizować sytuację poprzez tłumaczenie, że czynność jest trudna. W przypadku gdy tylko tobie coś nie wychodzi już nie tak łatwo coś sobie wkręcić błędami poznawczymi i organizm odpowiada wzmożoną złością, która utrudnia naukę jeszcze bardziej. Tak czy inaczej po odpaleniu stanu zabawy trzeba było przyjąć nową taktykę...

Windusrfing Kata

Kata - uczniowie powtarzają sekwencje ruchów nauczyciela. Następnego dnia postanowiłem naśladować ruchy instruktora bez zbędnego wnikania dlaczego tak a nie inaczej. Wcześniej jednak postanowiłem nakarmić trochę olany "mózg lewy " zadając serię pozornie głupich i podstawowych pytań. Z bagażem teorii , pełny nowych nadziej zacząłem wdrażać plan w życie. Popłynęliśmy , zawróciliśmy, popłynęliśmy, zawróciliśmy . Byłem w stanie przyśpieszać choć jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Byłem w stanie sterować deską choć nadal nie rozumiałem na jakich regułach. Od czasu do czasu stawaliśmy aby poczekać na innych i wtedy nadążała się okazja do pytań : dlaczego tak a nie inaczej. Po kilku takich kursach zauważyłem, że tym razem odstaję od reszty pozytywnie co dało mi czas na pewne eksperymenty aby zrozumieć dlaczego czasami płynę szybciej, czasem wolniej a czasem w ogóle. Oświecenie, że pod wiatr nie da się płynąć miało przyjść następnego dnia...

Epilog

Całe szczęście w noclegowni był internet i mając bazę praktyczną można było zbudować uporządkowaną część teoretyczną. Mając punkt odniesienia w praktycznych wspomnieniach było mi łatwiej znaleźć motywację do zapamiętania co jest po co i jaka role w tym wszystkim odgrywa wiatr. Mówiąc ściślej: mózg miał do czego asocjować nową wiedzę. Pojawiła się także jeszcze inna wiedza, wiedza odnośnie wad szkoleń grupowych.

ONEonONE Coding Kata - czyli wypierdalać mi ze szkoleniami grupowymi

Wracając na znajome podwórko IT. Coding Kata - Jedna osoba tworzy kod, który jest wyświetlany na tablicy, zas pozostały osoby kopiują te kroki. Oczywiście w teorii. W praktyce mogą pojawić się te same zjawiska psychologiczne co w trakcie nauki windsurfingu. Jedni będą przyswajać szybciej i będą się nudzić a inni odstając coraz bardziej do grupy będą tonąć we frustracji. Koniec końców zamiast utrwalić sobie nowy efektywny nawyk ludzie będą stosować swoje mini optymalizacje (podobnie jak ja gdy na początku zamiast przyswoić sobie poprawne zwroty na desce robiłem zwroty poprzez ręczne przerzucenie dechy na drugą stronę).

Na dzień dzisiejszy dobrym pomysłem wydaje się robienie szkoleń wewnętrznych 1 na 1. W tym przypadku osoba, która uczestniczyła w danym szkoleniu może sobie utrwalić wiedzę szkoląc kolejną osobę i tak dalej przez co uzyskamy wykładniczy przyrost wiedzy w grupie (humaniści powinni już wiedzieć co to znaczy). Za kilka tygodni/miesięcy sprawdzimy jaki będzie wynik tego podejścia.

Tutaj operator Grześ zakradł się i uchwycił dyskusję szkoleniową w jakże kurwa naturalnych pozach